Czy zastanawialiście się kiedykolwiek
jakie Wasz język stanowi pułapki dla uczniów? Wymieniam parę z nich, żebyście
rozumieli o co mi chodzi. Nie dawno pisałam o skamielinach, czyli o
zakorzenionych, uparcie powtarzających się błędach, natomiast w dzisiejszym
wpisie będziecie czytali o tak zwanych jednorazowych błędach.
Niedawno piłam napój gazowany w
biurze i dostałam czkawkę. Koleżanka zapytała, co się dzieje i miałam
powiedzieć że odbiło mi się. Ale zamiast tego co powiedziałam? „Odbiło mi.”
"Możecie
naprawić moje błędy..." odparłam raz w towarzystwie, na co kolega
powiedział, że "naprawiać Ciebie nie będę, bo rowerem nie jesteś".
Spoko! :)
Uff, chyba najgorszą sytuacją z
tych wszystkich była ta, w której nauczyłam się na całe życie jaka jest różnica
pomiędzy uspokoić a zaspokoić. Kolega był wkurzony i
chciałam mu pomóc… miałam powiedzieć, „muszę Cie jakoś uspokoić”, ale
stosowałam to drugie słowo… No ale, zaleta takich błędów jest taka, że jeżeli
są trafne, to od razu rozwiązują sytuację bez dalszego starania się. Kolega
natychmiast zapomniał dlaczego był wkurzony.
„Polski trudna język”, ale są
błędy, które wystarczy raz popełnić. Same słowo „ruch” jest bogatym źródłem
niebezpieczeństwa dla obcokrajowca. No bo przecież nie jest to logiczne, że
czasownik od „ruch” to ruchać? Dla
mnie to było jak najbarzidej logiczne. Ale tylko raz, przysięgam, tylko raz. J
W nauce języków obcych piękno
tkwi zazwyczaj tam, gdzie trudność. W momencie gdy zrozumiesz różnicę pomiędzy
słowami popieścić a popieprzyć, otwierają się drzwi na
zupełnie nowy świat u Twoich stóp. Wyobraźcie sobie piękne czwartkowe letnie
popołudnie na komunii, gdzie wolontariusze szykują się na przyjęcie ponad 50
dzieci. Wiatr lekko wieje, grupa 20 podekscytowanych młodych ludzi siedzi pod
drzewem i dyskutuje. Ekipa organizuje jazdę konną dla dzieci i okazuje się, że
prowadzący programu umieją tylko po węgiersku, więc będziemy musieli tłumaczyć
na polski. Zaczynamy symulować sytuację, w której „dziecko” z Polski (jeden z
wolontariuszy) boi się konia. Wolontariusz z Węgier proponuje podejść do konia
i pogłaskać go. Na co tłumacz węgiersko-polski mówi: „proponuję podejść do
konia i popieścić go”. Grupa rozpadła na dwie minuty, nie potrafiła się
pozbierać, śmialiśmy się… To znaczy, tak, ja też śmiałam się, bo nauczyłam
się śmiać ze swoich błędów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz