Południowo-amerykańskie wyluzowanie jest mocno
uzależniające: jak raz go skosztujesz, nigdy nie będziesz chciał wypaść z tego
rytmu. Ale czy nasze
wyprzedzenia względem brazylijskiego sposobu życia są prawdą? W kolejnych
wpisach zadam kilka pytań sugerujących stereotypy o tym bajecznym kraju i o ile
to możliwe, obalam mity na podstawie własnych dotychczasowych doświadczeń.
Czy Brazylijczycy zawsze
się spóźniają?
Nie.
Po pierwsze, mają
swoisty sposób umówienia się na spotkanie. Mówi się mniej więcej „widzimy się o
szóstej-siódmej wieczorem”. Na tak wyznaczone spotkanie nie warto przybyć
prędzej niż szósta trzydzieści. To jest część ich kultury, mocno zakodowana w
podświadomości zbiorowej. Jednak takie obyczaje mają dalekosiężne konsekwencje.
Konferencje, szkolenia, wszelkie warsztaty weekendowe się organizuje bez
określenie zbliżonego programu czy rozkładu wydarzeń. Kiedy się sprawdzi
oficjalną stronę konferencji, nie znajduje się tam żadnej listy zaplanowanych
do omówienia tematów.
Brak rozkładu także
dotyczy autobusów miejskich, które zwykłą jeździć jedynie w większych miastach
i stolicach pojedynczych stanów. Dokładny rozkład jazdy jest świętą tajemnicą
kierowców oraz bezcenną wiedzą pasażerów, którzy regularnie jeżdżą na danej
linii. To ci pasażerowie, którzy są studnią informacji i przychodzą pomocą w
krytycznym momencie. (Pod warunkiem, że rozumiesz portugalski.)
Czyli dlaczego Brazylijczycy
się nie spóźniają? Nie ma przecież dokładnej godziny spotkania, ani określonego
rozkładu. Autobusy nie mają opóźnień. Opóźnienie jest bowiem czymś relatywnym i
brak rozkładu to brak punktu odniesienia. Opóźnienie istnieje tylko z naszej
perspektywy.
Moja ulubiona anegdota o
opóźnieniach jest związana z organizacją naszego ślubu. W Brazylii ślub się realizuje
przy pomocy całej ekipy organizatorów, którzy są odpowiedzialni za aranżację
lokalu, za muzykę, za dekorację, za przebieg wydarzeń, za przyjęcie gości przed
ceremonią itp. Oni świetnie zarządzają czasem i generalnie w dniu ślubu (to taka
moja obserwacja) wyznaczają osobę, która od czasu do czasu ma podchodzić do
panny młodej i ją uspokajać uśmiechając, że wszystko przebiega według planu.
W dniu ślubu jeden z
organizatorów podszedł do nas i szeptem nam powiedział: „Błagam Was, nie zaczynajcie
punktualnie. Macie się spóźnić przynajmniej pół godziny, bo tak jest
elegancko.” Uważam, że w pełni ustosunkowaliśmy do jego prośby, gdyż nasz ślub
zaczął się dwugodzinnym opóźnieniem... i miał rację: ceremonia była niezwykle
elegancka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz