środa, 11 grudnia 2013

Życie za granicą – pomieszany zestaw obiadowy (1)

W dzisiejszej notce odkładamy zagadnienie przyswajania języka docelowego i skupiamy się na aspekcie emocjonalnym życia za granicą. Temat ten zawsze mnie ciekawiło, ale ostatecznie do pisania zachęcała mnie niesamowita 3-godzinna rozmowa z moją przyjaciółką, Asią. (Asia, dziękuję za motywację i bezcenne uwagi! :)) W tym tygodniu omawiam tylko pierwsze dwa etapy życia ekspatrianta: euforia i oporność. Za tydzień ukaże się druga część.

Euforia. Każde z nas (nawet ci, którzy nie mieszkali nigdy poza swoim krajem dłużej niż dwa tygodnie) zna tę fazę. Inaczej nazywamy to zjawisko „efektem turysty”. To jest faza samych pozytywnych wrażeń, fali nowych informacji i otwartego umysłu obcokrajowca. Jesteś zachwycony po prostu wszystkimi zjawiskami znanymi i nieznanymi. Wydaje Ci się, że w Twoim nowym kraju wszystko idzie lepiej niż w domu. Czujesz się lekko. Przez jakiś czas faktycznie zachowujesz się jak turysta odkrywając z wielką chęcią każdy kąt Twojej nowej siedziby.

W fazie euforii nie ma żadnej recepty na przeżycie, ponieważ życie smakuje dobrze. Chmury są z bitej śmietany, promienia słońca to lukier, ludzie to malinki, truskaweczki i rodzynki. Rozumiesz: masz słodkie życie i to jest właśnie smak pierwszej fazy. Wyśmienity deser.

Oporność. Jak każda wycieczka turystyczna, etap euforii w życiu ekspatrianta musi się skończyć. I to się stanie zaskakująco szybko! Mijają dwa tygodnie i znajdziesz się na progu nowej fazy.

Wyobraź sobie, że zamówisz swoje ulubione drugie danie w restauracji, ale ktoś w kuchni go zepsuł i zamiast Twojej ulubionej przepysznej potrawy dostaniesz coś o smaku skarpetek. W moim przypadku to danie może być camembert panierowany z dżemem jagodowym i sosem. (Wiecie, to jest to tradycyjne szwedzkie danie – prosto z IKEA.) Mój camembert jest przeterminowany, kucharz nie umie przygotować zwykłego panieru, dżem nie ma smaku, o sosie szkoda gadać. Co mam zrobić? Wzywam szefa kuchni i proponuje mu skonsultować z Panią Magdą Gessler. Bo coś nie halo…

A co masz zrobić w życiu, gdy dojdziesz do wniosku, że nie tak sobie wyobrażałeś/aś życia za granicą? Przyjechałeś/aś w poszukiwaniu swojego szczęścia ale jesteś nieszczęśliwy/a. „Czy robię coś źle? Jeżeli tak, to co robię źle? I tak w ogóle... dlaczego przyjechałem/am?"

W tej fazie ciężko się uczy, ciężko się pracuje. Oprócz tego, ta faza charakteryzuje się upadkiem emocjonalnym. Nasz mózg jest po prostu odporny na nowe informacje. Drogi ekspatriancie: witaj w codziennej rzeczywistości – która wbrew pozorom istnieje nawet w tym kraju, który kiedyś był krainą mlekiem i miodem płynącą. Tak było przynajmniej w Twoich marzeniach. Nie ma mleka. Nie ma miodu. Jesteś Ty. Przed Tobą pozornie niepokonalne przeszkody.

Pojawiające się przeszkody wywołują frustrację, nawet mogą doprowadzić do przygnębienia, desperacji, depresji. Pojawia się również szok kulturowy, czyli krótko mówiąc, wszystko co wcześniej było wspaniałe i zaskakujące staje się teraz okrutnym, brzydkim i przerażającym. Dlaczego jest tak? Ponieważ zjawiska do których przyzwyczaiłeś/aś się w swoim kraju zawsze wydawały się najbardziej naturalnym, ale tutaj, w nowym kraju musisz je przebadać i zadać sobie pytanie, czy Twój sposób lub Twoje zwyczaje są właściwe.

Podaję Wam swój przykład. Gdy przeprowadziłam się na Śląsk, wszystko mi się spodobało, bo było „takie inne”. W życiu nie widziałam tylu kopalni, tak uprzemysłowionego terenu, który jednak ma tak bogatą historię. Zachwyciło mnie ta podwójność. Po dwóch tygodniach pobytu na Śląsku natomiast zaczęłam inaczej spostrzegać swoje otoczenie. Są kopalnie, spoko, ale jest i węgiel i wszystkie budynki są czarne, szare od tego węgla. Znajomi Ślązacy (lub mieszkające na Śląsku) mówili, że złapałam tak zwany smutek węgla. Wieczorami wychodziłam biegać ale w pewnym momencie nie mogłam oddychać. „To wszystko przez ten węgiel i głupie fabryki… powietrze jest strasznie zanieczyszczone. Uduszę się.”

W tej fazie wielu ekspatriantów postanowi wrócić do swojego kraju. Ja też chciałam wrócić, nawet zwolniłam się z pracy – ale w końcu to zwolnienie nie realizowało się w dużej mierze dzięki mojej szefowej. W każdym razie, taka ucieczka jest kusząca i wydaje nam się prostym rozwiązaniem, ale prawda jest taka, że powróciwszy do domu sytuacja się pogorszy. Po takiej ucieczce człowiek wpadnie z deszczu pod rynnę, bo skoro nie poradził sobie w nowej sytuacji, lecz uciekał, jest sfrustrowany. Ostatecznie nie znajduję swojego spokoju nawet w domu.

Co mogę poradzić? Najważniejsze jest uświadomienie sobie, że jesteś normalnym człowiekiem, mimo tego, że pod wieloma względami różnisz się od osób w Twoim otoczeniu. Istotne jest również uświadomienie tego, że wszystko co wewnętrznie przeżywasz i sposób jak przeżywasz swoje problemy jest NORMALNE. Chcesz się popłakać? To zrób. Chcesz krzyczeć? To zrób. Chcesz się położyć na podłogę i pomierzyć jak długo wytrzymasz bez oddechu? To zrób. Na szczęście Twój organizm jest na tyle automatyzowany i inteligentny, że zaczniesz oddychać od nowa zanim zrobisz sobie krzywdę. Bardziej poważnie mówiąc, na tym etapie dużo pomaga kontakt (najlepiej osobisty) z innymi ekspatriantami, które przeżyją albo kiedyś przeżyli podobne sytuacje. Rozmowa o problemach jest pierwszym krokiem do ich rozwiązania

Co do upadku emocjonalnego, w fazie oporności czułam się niezrozumiała. W tym etapie czasami miałam przeczucie, że jeżeli usłyszę jeszcze jednego polskiego słowa, to zwariuję. Chcę węgierski. Chcę, żeby inni mnie zrozumieli. Uwielbiam długie, głębokie rozmowy na temat religii, filozofii, sztuki i innych dziedzin, ale jeżeli brakuje mi słownictwa do omówienia tych tematów, to nie mogę uczestniczyć w rozmowach towarzyskich. Dla mnie to było największy szok i najcięższe wyzwanie. Przeżyć to, że nie mogę wyrażać siebie. Osobiście znalazłam ulgę w pisaniu i teraz potrafię pisać do nieskończoności. Może już wiecie, że same prowadzenie bloga jest terapią dla mnie. W swój sposób, rekompensacja za ten okrutny etap.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz