środa, 12 lutego 2014

Ach, te czasowniki...

Czy zastanawialiście się kiedykolwiek jakie Wasz język stanowi pułapki dla uczniów? Wymieniam parę z nich, żebyście rozumieli o co mi chodzi. Nie dawno pisałam o skamielinach, czyli o zakorzenionych, uparcie powtarzających się błędach, natomiast w dzisiejszym wpisie będziecie czytali o tak zwanych jednorazowych błędach.

Niedawno piłam napój gazowany w biurze i dostałam czkawkę. Koleżanka zapytała, co się dzieje i miałam powiedzieć że odbiło mi się. Ale zamiast tego co powiedziałam? „Odbiło mi.”
"Możecie naprawić moje błędy..." odparłam raz w towarzystwie, na co kolega powiedział, że "naprawiać Ciebie nie będę, bo rowerem nie jesteś". Spoko! :)

Uff, chyba najgorszą sytuacją z tych wszystkich była ta, w której nauczyłam się na całe życie jaka jest różnica pomiędzy uspokoić a zaspokoić. Kolega był wkurzony i chciałam mu pomóc… miałam powiedzieć, „muszę Cie jakoś uspokoić”, ale stosowałam to drugie słowo… No ale, zaleta takich błędów jest taka, że jeżeli są trafne, to od razu rozwiązują sytuację bez dalszego starania się. Kolega natychmiast zapomniał dlaczego był wkurzony.
„Polski trudna język”, ale są błędy, które wystarczy raz popełnić. Same słowo „ruch” jest bogatym źródłem niebezpieczeństwa dla obcokrajowca. No bo przecież nie jest to logiczne, że czasownik od „ruch” to ruchać? Dla mnie to było jak najbarzidej logiczne. Ale tylko raz, przysięgam, tylko raz. J

W nauce języków obcych piękno tkwi zazwyczaj tam, gdzie trudność. W momencie gdy zrozumiesz różnicę pomiędzy słowami popieścić a popieprzyć, otwierają się drzwi na zupełnie nowy świat u Twoich stóp. Wyobraźcie sobie piękne czwartkowe letnie popołudnie na komunii, gdzie wolontariusze szykują się na przyjęcie ponad 50 dzieci. Wiatr lekko wieje, grupa 20 podekscytowanych młodych ludzi siedzi pod drzewem i dyskutuje. Ekipa organizuje jazdę konną dla dzieci i okazuje się, że prowadzący programu umieją tylko po węgiersku, więc będziemy musieli tłumaczyć na polski. Zaczynamy symulować sytuację, w której „dziecko” z Polski (jeden z wolontariuszy) boi się konia. Wolontariusz z Węgier proponuje podejść do konia i pogłaskać go. Na co tłumacz węgiersko-polski mówi: „proponuję podejść do konia i popieścić go”. Grupa rozpadła na dwie minuty, nie potrafiła się pozbierać, śmialiśmy się… To znaczy, tak, ja też śmiałam się, bo nauczyłam się śmiać ze swoich błędów…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz