Od kilku dni zastanawiałam się nad tym, o czym mogłabym
pisać w następnym wpisie na blog. Mimo tego, że czerpię dużo radości ze
wszelkich polskojęzycznych lektur, jakoś nie miałam natchnienia do pisania.
Potem coś się wydarzyło tak niespodziewanie jak grom z jasnego nieba. Może
przesadzam, ale zaraz wyjaśnię o co biega.
Ostatnio
rozmawiałam z osobą zamieszkującą w najwygodniejszym miejscu mojego serca (z
Marlonem) o pewnym zjawisku dotyczącym nazewnictwa pokrewnych w języku polskim.
Fakt, że używacie czterech różnych słów na określenie potomka czyjegoś rodzeństwa
zachwycił mnie już w pierwszym miesiącu mojej przygody z Waszym językiem. Są
one mianowicie bratanek, bratannica, siostrzeniec i siostrzenica,
których rdzeń określa rodzeństwo, a końcówka wskazuje na płeć dziecka tego
rodzeństwa. W języku węgierskim owe relacje są odzwierciedlane ze względu na płeć
tego potomka, gdyż mamy słowa unokaöcs i unokahúg. Öcs to
młodszy brat, a húg to młodsza siostra. Dodawania elementu unoka-
informuje słuchacza tylko o tym, iż osoba, o której mowią jest potomkeim
rodzeństwa mówcy. Natomiast informacja czy to rodzeństwo jest płci męskiej czy
żeńskiej pozostaje zaszyfrowaną zagadką. Na przykład, gdy mówię, że mam dwóch
siostrzeńców (po węg. „van két unokaöcsém”) słuchacz Węgier, który jeszcze nie wie,
że mam siostrę (mało jest takich osób, którym jeszcze pochwaliłam się swoją
siostrą), od razu mnie zapyta, czy mam brata czy siostrę. Sprawa się jednak dalej
komplikuje, gdy bierzemy pod uwagę, że unokabáty i unokanővér
(gdzie báty to starszy brat, a nővér to starsza siostra) nie oznaczają potomka
rodzeństwa. Moim zdaniem dzisiaj tylko w bardzo wyjątkowych rodzinach
bratanak/bratannica lub siostrzeniec/siostrzenica mogą być starsi od mówcy, aczkolwiek
mogę sobie wyobrazić rodzinę z wieloma dziećmi, gdzie pierwsze dziecko jest starsze
o 25 lat od najmłodszego ale już ma potomka, który sam jest starszy od tego
najmłodszego rodzeństwa. Czy jesteście ze mną? Szczerze, wyobrażam sobie jaki
macie mętlik w głowie od tego. Na zakończenie powiem tylko to, że w
rzeczywistości unokabáty i unokanővér oznaczają kuzyna odpowiednio
o płci męskiej oraz żeńskiej, czyli potomka cioci lub wuja. Chyba że stryja/stryjenki.
No to
ostatnie zdanie doprowadziło mnie do innego nieznanego terenu języka. Wuj i
ciocia to rodzeństwo mamy, a stryj i stryjenka to rodzeństwo taty. Ewentualnie ciocia
to żona wuja, a stryjenka to żona stryja. Według naszej obserwacji, stryj i
stryjenka pojawiają się tak rzadko w języku mówionym, zatem zastąpione
wyrażeniami wujek i ciocia, że można je uznać za przestarzałe. Zarówno Marlon jak
i ja mam swoją teorię, dlaczego jest tak. Oto kolejne wytłumaczenie językowe wzięte
z „etymologii kuchennej” (nasze dyskusje zazwyczaj odbywają się w kuchni): według
Marlona stopniowe pogorszenie relacji między dziećmi a tatą doprowadziło do
tego, że wyrażenia stryj i stryjenka stały się zbędne upływem czasu. Ja uważam,
że wyjście z mody słowa stryj jest związane z tym, iż w pierwszej połowie ubiegłego
wieku toczyły się wojny, do których wzywano miliony mężczyzn. W niezliczonych
zakątkach świata, a między innymi w sercu Europy, czyli w Polsce, stało się tak
samo, w związku z czym radykalnie się zredukowała liczba osób płci męskiej w
polskich rodzinach. Jako tragiczna konsekwencja tego wydarzenia, krewni już nie
potrzebowali zróżnicować tak szczegółowo garstkę mężczyzn, które zostało w
rodzinie po wojnach. Co sądzicie?
Chyba już
czytaliście o tym jakie wynikają nieporozumienia w moim życiu z tego, że Wasze
przedrostki czasownikowe lubią mnie przechytrzyć. Można uznać za klasyczną
historią sytuację, w którym zamiast uspokoić zdenerwowanego kolegę
chciałam go zaspokoić. Dzieci, które wdają się w bójkę na korytarzu w
szkole, biją się a jedno odbije temu, które zaczęło walkę. Ale jest coś, co może
odbić bez robienia krzywdy. Co to jest? Lustro. Tadaa. Suchar dnia. Podobną zagadką
jest słowo odtwarzacz, tak jak w „odtwarzacz mp3”. A jak uczeń się dowie, że
odtwarzacz to nie jest jakieś straszne narzędzie tortur z mrocznego średniowiecza,
które jakoś przetrwało do dziś i na które jest zdumiewająco duży popyt (gdyż
sprzedaje się ono na każdym rogu), to widzi wszystko w całkiem innym świetle.
Straciliście wątek? Chodzi mi o początkujących polonistów, dla których jest
jasne jak słońce, że odtwarzacz jest urządzeniem do usuwania twarzy. O, Słowotwórstwo,
ty brzydka bestio!
Już na
pewno nie możecie się doczekać, aż się dowiecie, jaki jest rzeczywisty temat
mojego dzisiejszego wpisu… Ponieważ, Moi Drodzy, wszystko co do tej pory
napisałam, były pomysły, które wyrzuciłam do kosza z rozmachem w procesie poszukiwania
tematu do pisania. Ale kiedyś w jakimś ciekawym filmie offowym o pisarce
słyszałam następującą radę: „jeżeli masz kryzys w pisaniu, to bierz swoje najgorsze
pomysły i zacznij je rozwijać”. Teraz mi się przypomniały te mądre słowa i
poukładałam swoje najgorsze pomysły w taki sposób, aby służyły one do opóźnienia
głównego tematu. Siłę przedrostków czasownikowych poczułam dokładnie w piątek
przed południem, gdy dostaliśmy (my, jako dział komunikacji składający się z
pięciu osób) wypowiedzenie z firmy, w której pracowałam dwa i pół roku.
Liczyliśmy się ze zwolnieniem już od kilku miesięcy, zakłady nasze nieraz były
oparte na zwykłym strachu, a innym razem na domniemaniu. W każdym bądź
razie, gdy mnie zapytali co się stało w pracy, (a na te pytanie słyszałam już
przeróżne możliwe odpowiedzi - zostałam/łem zwolniony/a / zwolnili/wyrzucili/wyj*bali mnie), to
powiedziałam, że rozwiązali nasz dział, a mimo tego, że zostałam z-wolniona,
mój stan psychiczny lepiej opisze słowo „u-wolniona”.
Widzicie,
Moi Drodzy, słowa, a w tym przedrostki, mają specjalną moc. Słowa stają się
czynem. Słowa tworzą rzeczywistość. A czasami, aby lepiej zrozumieć samego
siebie, trzeba sięgać po słowa z innego języka. Ani po węgiersku, ani po
angielsku nie mogę tak trafnie napisać, co się wydarzyło: co dla firmy jest
zwolnieniem, to dla mnie – uwolnieniem. Dziękuję! J
Hej!
OdpowiedzUsuńNapisałam właśnie długi komentarz, który się skasował, rrr :D
W każdym razie, moc polskich przedrostków jest wspaniała! Zwłaszcza w chwili wzburzenia można sobie pofolgować i na bazie trzech przekleństw wyrazić, z użyciem przedrostków właśnie, zasadniczo wszystko:D
Co do form "stryj"/"stryjenka", to myślę, że to nawet nie kwestia wojny tylko ogólnie rzecz biorąc zmian demograficznych. Kiedyś rodziny były bardzo liczne i duże było prawdopodobieństwo, że np. bracia mamy i bracia taty będą nosili to samo imię, np. popularne "Józef" czy "Jan". Żeby więc uniknąć nieporozumień, stosowało się dwie różne formy "wujek" i "stryj". Dziś nasi rodzice mają zwykle góra 1/2 braci i/lub sióstr i małe jest prawdopodobieństwo, że wujek i stryjek (czy ciocia i stryjenka) będą mieć tak samo na imię. Zgodnie więc z zasadą ekonomii języka, system się uprościł i zasadniczo formy "stryj"/"stryjenka" odeszły w zapomnienie i brzmią dość archaicznie (wygrały "wujek" i "ciocia", może dlatego, że nie dzielą tego samego rdzenia, jak w przypadku STRYJa i STRYJenki, więc od razu wiadomo czy mowa o kobiecie czy o mężczyźnie :)). Z drugiej strony, brat mojego taty zwykle mówi mi, że jest moim stryjem (np. w wypowiedziach typu: :"zadzwoniłabyś do stryja", "na stryja możesz liczyć") - to taki smaczek stylistyczny, który bardzo lubię:D
Bardzo fajny wpis, gratulacje z okazji uwolnienia :) pozdrowionka dla wspaniałej przewodniczki po Gliwicach ;)
ula tarska
wspaniale piszesz po polsku. Ja nigdy nie dałbym rady w drugą stronę nauczyć się węgierskiego. Język bardzo kosmiczny, nic tam się nie zgadza. Jak czytam odwrotne strony opakowań chemii gospodarczej czy szamponów to węgierski zawsze jest z kosmosu i nie widzę żadnych podobieństw poza łacińskimi nazwami związków i wyrazami angielskimi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i powodzenia w prowadzeniu bloga.
Droga Autorko, "w każdym bądź razie" nie jest poprawną formą. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-w-kazdym-badz-razie-b;624.html W każdym razie, przyjemnie się czyta twoje teksty ;) Co do stryja i stryjenki, podzielam opinię Uli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.