czwartek, 14 maja 2015

Połknęłam bakcyla

Z całego rzędu cukierek, lekarstw, tabletek i wielu innych rzeczy do połknięcia, ja akurat wybrałam bakcyla. Bakcyla poligloty. Jak ktoś raz go połknie, to rozpowszechnianie się zarażenia po całym organizmie jest nieodwracalne. Przypuszczam, że objawy się przeżywa do końca życia. Bakcyl ten jest takim upartym łobuzem, którego nie można się pozbyć z łatwością, lecz z którym należy się nauczyć żyć.

Skąd możemy się dowiedzieć, że naraziliśmy się poliglotyzmem?

* Pierwszym znakiem poliglotyzmu jest całkowita utrata poczucia czasu. Gdy zdarzy nam się wypowiedzieć zdania typu „Nie wiem, co zrobiłem cały dzień, bo tak szybko to zleciało. Ale chyba byłem produktywny, bo mój niemiecki stał się płynniejszy.”

* Gdy czujemy się niekomfortowo pod koniec dnia, w którym nie otworzyliśmy żadnej książki. Jest to niepomylna wskazówka uzależnienia pierwszego stopnia. Nazewnictwo objawu wskazuje na stopniową naturę rozwoju uzależnienia. Doradzam zwracać szczególną uwagę na ukształcenie tej niedoległości.

* Jak ktoś nas zapyta ile czasu zajęłoby przeciętnemu człowiekowi nauczyć się chińskiego, powiemy coś typu „sory, do wieczora nie zdążę” to najwyższy czas dać sobie sprawę ze zmiany stanu umysłu.

* Nie jesteśmy w stanie interpretować pytania „po co się uczyć języków innych niż angielski, skoro cały świat już zna angielski?”. Uwaga! W tej fazie poliglotyzmu, już stworzyliśmy sobie nowy świat zdominowany przez czasy gramatyczne, dlatego też sprawia nam kłopot wyobrazić sobie inny, w którym owe pytanie ma prawo bytu.

* W skrajnych przypadkach, gdy mamy możliwość nawiązać kontakt z rodowitymi mówcami uczonego przez nas języka, zamiast zmagania się barierami komunikacyjnymi, przeżywamy euforię i z wielkim entuzjazmem narzucimy się na upatrzonych ofiarach.

* Gdy słyszymy rozmowę prowadzaną w obcym języku w naszym pobliżu, czujemy nieugaszone żądanie wypytywania się osób rozmawiających między sobą. W zależności od stopnia znajomości danego języka, mogą pojawić się poniższe symptomy: pocenie dłoni, przyspieszone bicie serca, rozszerzenie źrenic, oraz w krytycznym momencie tak zwana „biegunka ust” gdy ostatecznie dojdzie do interakcji z wyżej wymienionymi jednostkami.

Mimo tego, że powyższy opis wyimaginowanej choroby może się wydawać przesadzonym, nie mija się on całkowicie z rzeczywistością. W następującej części demonstruję każdy objaw osobno.

Utrata poczucia czasu jest zjawiskiem dobrze znanym przez każdego, który zajmuje się czymś, w co wkłada swoje całe serce. To zapał, entuzjazm, ciekawość, pragnienie i pasja które nas zachęcają do nieustannego rozwijania. Nauka wchłania nas i rzeczywiście potrafimy skupiać się na danych zagadnieniach tak mocno, że zapomniemy wysiąść z autobusu. Spoko. Jak wysiądziemy dwa przystanki dalej i musimy przejść, to przynajmniej możemy kontynuować naukę. Nie tracimy czasu. Dwa przystanki to dodatkowe 52 zdania do powtórzenia.

Czuję się niewygodnie wieczorem gdy zdaję sobie sprawę z tego, że nie zrobiłam wyznaczonego na dany dzień ćwiczenia. Nie mam poczucia winy, to jest coś innego. Brakuje mi informacji. Jestem spragniona nowej informacji. Mam silne poczucie braku. Zaczęłam się staczać na dno uzależnienia.

Na pytanie o nauce chińskiego nie podałabym skrajnej odpowiedzi typu „do wieczora nie zdążę”. Zauważyłam u siebie jednak pewną tendencję: powoli uwierzę, że nie ma zbyt trudnych języków! Każdego języka można się nauczyć. Zależy zaledwie od zaangażowania. Gdy mój narzeczony w wolnej chwili słucha programów w języku japońskim, podczas gdy ja starannie szlifuję swój hiszpański, czasami kojarzę słowa z tych programów. W taki sposób zacierają się powoli granice między tym co możliwe a tym co niemożliwe.

Dawno temu zdałam sobie sprawę z tego, iż znajomość języka angielskiego nie wystarczy. Argument „przecież wszędzie można się dogadywać po angielsku” to mit, który z łatwością możemy obalać gdy pojedziemy do dowolnej miejscowości mniejszej od stolicy dowolnego kraju. Na przykład pewnego dnia w Hiszpanii nie udało mi się porozumiewać po angielsku z właścicielem schroniska. Zapytałam „do you have any free rooms?” („czy mają Państwo wolny pokój?”) młody Hiszpan spojrzał na mnie z wybałuszonymi oczyma i wstydliwie przyznał się, że nie mają pokojów za darmo...

Język hiszpański mnie ściga. Dziś praktycznie na każdym rogu możemy napotkać hiszpańskojęzyczną osobę. Całe szczęście! Uwielbiam uczyć się hiszpańskiego i skorzystam z możliwości kontaktowania się z native’ami. Wtedy rozkoszuję się ich przepiękną wymową i wyolbrzymionymi gestami.

Zjawisko wymienione jako ostatnie na powyższej liście występuje z większą frekwencją u mojego narzeczonego, ale ja też zaczynam wykazywać charakterystyczne symptomy... Niedawno siedzieliśmy w McDonald’s (jak to się odmienia w pisemnym polskim?) i nagle usłyszałam fragment rozmowy prowadzonej przez parę przy stole obok. Nie zdołam rozszyfrować w jakim języku oni mówią, a jednocześnie nie potrafiłam skupiać się na tym, co zaczęłam robić (wsuwać frytki). Na szczęście zanim na nich się narzuciłam, wrócił mój miły i mnie oświecił, iż owa para dyskutowała po hebrajsku.


Połknęłam bakcyla. Z całą potężną siłą dotarło to do mnie właśnie w „Maku”. McDonald's, który jest mało romantyczny jak do tak wielkiego doznania, ale który dobrze symbolizuje globalizację. Oficjalnie... Nie znam granic.

5 komentarzy:

  1. Świetny wpis! Mnie też powoli zaraża ta choroba :) Nie będziesz mieć nic przeciwko, jeśli wspomnę o Tobie na stronie, którą prowadzę i zalinkuję Twojego bloga?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie! :) Bardzo się cieszę, że mój blog i moje zakręcone myśli docierają do coraz więcej ludzi!

      Usuń
    2. Moja strona na FB to Włoski od kołyski. Pewnie jeszcze nie raz się na Ciebie powołam, bo jesteś niezwykle inspirującą osobą :)

      Usuń
  2. Witaj:)
    Własnie "rozmawialam' na fb z Marlonem. Zaprosił mnie tutaj. miał rację, "świetnie i śmiesznie napisany" Nie do wiary, że nie jesteś Polką!!! Takie słownictwo. WOW !

    Mam nadzieje, że wkrótce się spotkamy :)

    pozdrawiam cieplutko :):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj:)
    Własnie "rozmawialam' na fb z Marlonem. Zaprosił mnie tutaj. miał rację, "świetnie i śmiesznie napisany" Nie do wiary, że nie jesteś Polką!!! Takie słownictwo. WOW !

    Mam nadzieje, że wkrótce się spotkamy :)

    pozdrawiam cieplutko :):):)

    OdpowiedzUsuń