piątek, 2 października 2015

Po brazylijsku

Południowo-amerykańskie wyluzowanie jest mocno uzależniające: jak raz go skosztujesz, nigdy nie będziesz chciał wypaść z tego rytmu. Ale czy nasze wyprzedzenia względem brazylijskiego sposobu życia są prawdą? W kolejnych wpisach zadam kilka pytań sugerujących stereotypy o tym bajecznym kraju i o ile to możliwe, obalam mity na podstawie własnych dotychczasowych doświadczeń.

Czy Brazylijczycy zawsze się spóźniają?

Nie.

Po pierwsze, mają swoisty sposób umówienia się na spotkanie. Mówi się mniej więcej „widzimy się o szóstej-siódmej wieczorem”. Na tak wyznaczone spotkanie nie warto przybyć prędzej niż szósta trzydzieści. To jest część ich kultury, mocno zakodowana w podświadomości zbiorowej. Jednak takie obyczaje mają dalekosiężne konsekwencje. Konferencje, szkolenia, wszelkie warsztaty weekendowe się organizuje bez określenie zbliżonego programu czy rozkładu wydarzeń. Kiedy się sprawdzi oficjalną stronę konferencji, nie znajduje się tam żadnej listy zaplanowanych do omówienia tematów.

Brak rozkładu także dotyczy autobusów miejskich, które zwykłą jeździć jedynie w większych miastach i stolicach pojedynczych stanów. Dokładny rozkład jazdy jest świętą tajemnicą kierowców oraz bezcenną wiedzą pasażerów, którzy regularnie jeżdżą na danej linii. To ci pasażerowie, którzy są studnią informacji i przychodzą pomocą w krytycznym momencie. (Pod warunkiem, że rozumiesz portugalski.)

Czyli dlaczego Brazylijczycy się nie spóźniają? Nie ma przecież dokładnej godziny spotkania, ani określonego rozkładu. Autobusy nie mają opóźnień. Opóźnienie jest bowiem czymś relatywnym i brak rozkładu to brak punktu odniesienia. Opóźnienie istnieje tylko z naszej perspektywy.

Moja ulubiona anegdota o opóźnieniach jest związana z organizacją naszego ślubu. W Brazylii ślub się realizuje przy pomocy całej ekipy organizatorów, którzy są odpowiedzialni za aranżację lokalu, za muzykę, za dekorację, za przebieg wydarzeń, za przyjęcie gości przed ceremonią itp. Oni świetnie zarządzają czasem i generalnie w dniu ślubu (to taka moja obserwacja) wyznaczają osobę, która od czasu do czasu ma podchodzić do panny młodej i ją uspokajać uśmiechając, że wszystko przebiega według planu.


W dniu ślubu jeden z organizatorów podszedł do nas i szeptem nam powiedział: „Błagam Was, nie zaczynajcie punktualnie. Macie się spóźnić przynajmniej pół godziny, bo tak jest elegancko.” Uważam, że w pełni ustosunkowaliśmy do jego prośby, gdyż nasz ślub zaczął się dwugodzinnym opóźnieniem... i miał rację: ceremonia była niezwykle elegancka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz