Językoznawstwo przynosiło różne owoce, zaczynając od dziwacznych teorii na których podstawie przeprowadzono eksperymenty przekraczające wszelkie granice moralności przez czysto teoretyczne założenia do metod uczenia języka obcego uznanych dzisiaj za ślepą uliczkę.
W XVIII wieku, gdy „językoznawstwo” i filozofia były ściśle związanymi dziedzinami, naukowcy twierdzili, że język jest wrodzoną cechą człowieka (teoria oparta na platońskiej filozofii), w związku z czym dziecko nie potrzebuje szczegółowego wyjaśnienia, żeby się nauczyło swojego języka ojczystego. Jeszcze inni myśliciele nalegali na to, że język jest darem Boga i umiejętność mowy dziecka sama się rozwija bez zewnętrznego bodźca. Można się domyśleć co robili nasi przodkowie by udowodnić swoją teorię: w celu przeprowadzania wieloletniego badania zamknęli kilkanaście sierot do jednego pomieszczenia zapewniając im minimalną ilość dziennego posiłku i obserwowali ich czy sami się nauczą swojego języka ojczystego. Oprócz tego, dorośli nie mieli żadnego kontaktu z dziećmi. Oni posunęli się w swoim eksperymencie za daleko.
W latach 70, nauczyciele rosyjskiego próbowali stosować ortodoksalną metodę w szkole. Wyobraźcie sobie swoją pierwszą lekcję rosyjskiego, na którą przybywa nauczyciel lub nauczycielka i udaje, że nie rozumie Waszego języka, mówi tylko po rosyjsku. Pokazuje różne przedmioty: stół, krzesło, podręcznik, tornister... ale nazywa je tylko po rosyjsku. A uczniom szczęka opada, bo nie czają o co chodzi. Co to jest? Ówcześni nauczyciele wychodzili z założenia, że człowiek jest w stanie przyswajać drugi język w sposób automatyczny, czyli tak samo jak przyswoiliśmy swój język ojczysty. Według tej metody, pojęcia, nazwy, wyrazy języka obcego mają zastąpić swoje odpowiedniki w języku ojczystym. Ślepa uliczka. Ten automatyczny proces przebiega tylko raz. (Oczywiście w przypadku osób dwujęzycznych obowiązują inne zasady.)
Dzisiaj śmiejemy się z tego, jak nauczyciele rosyjskiego postępowali na lekcjach w erze komunizmu, ale jeżeli myślicie, że ta teoria całkowicie wygasła, to muszę Was rozczarować... Gdyby kumpel mi opowiadał, że jeszcze istnieją tacy nauczyciele, to bym myślała, że mu odbiło. Doświadczyłam to na własnej skórze. Grupa osiemnastu 14-letnich młodych uczniów, pierwsza lekcja niemieckiego. Jest stresik, nie znamy się jeszcze, a do tego przychodzi jakaś dziwna baba... chcieliśmy tylko przeżyć to 45 minut. Okazało się, że nauczycielka jest Niemką, wymiata po węgiersku, chociaż ani jednego węgierskiego słowa nie usłyszeliśmy od niej na pierwszej lekcji. Mówiła tylko i wyłącznie po niemiecku, a myśmy siedzieli cicho, odliczając sekundy. Chrapania pająka było słychać... Na późniejszych lekcjach baba zdała sobie sprawę z tego, że musi wszystko przetłumaczyć i wyjaśniać, bo orientowała się, że (powtarzając jej święte słowa) byliśmy głupi. Rezultat? Wszyscy, powiem Wam, wszyscy z tej grupy zdaliśmy międzynarodowy egzamin językowy rok przed maturą.
Wbrew pozorom cel nie uświęca środków. Zdałam egzamin ale starałam się zapominać niemieckiego tak szybko jak tylko się dało. Rezultat? Moja znajomość niemieckiego dzisiaj kończy się na zdaniu "spricht hier jemand Englisch?".
Gdzie leży racja? W językoznawstwie stosowanym odróżnia się pojęcia "uczenia się języka" (language learning) oraz "przyswajania języka" (language acquisition). Według naukowców dziecko przyswaja swój język ojczysty, natomiast języka obcego można tylko się uczyć. Różnica między dwoma procesami polega na tym, że przyswajanie przebiega automatycznie, podczas którego dziecko nieświadomie formułuje zasady gramatyczne na podstawie ograniczonej liczby przykładów. W przypadku uczenia się języka obcego natomiast uczniowie muszą być świadomi tego, jakie zasady gramatyczne stosują. Przykładem z polskiego tutaj może być to, że jeżeli słowo kończy się na spółgłoskę, ta spółgłoska musi być bezdźwięczna. No ale czy Wasza mama powiedziała Wam coś takiego, że "kochanie, mów ładnie i stosuj tylko bezdźwięczne spółgłoski na końcu słów"? Przyswajaliście to nieświadomie. Natomiast studenci polonistyki muszą to ćwiczyć świadomie, więc nasi profesorowie wielokrotnie zwracali uwagę na tę zasadę. Także kod to kot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz