Proces uczenia się języka obcego ma różne
etapy. Bardzo długa droga prowadzi do tego poziomu, na którym uczeń potrafi swobodnie
posługiwać się danym językiem. Ta droga jest pełna frustracji ale także sukcesu
– przecież z czegoś musi się czerpać motywację do dalszego działania.
Zakończywszy polonistykę w Budapeszcie w 2010r
wyprowadziłam się do Lublina – miasta moich studenckich marzeń. Okazało się, że
zdobycie dyplomu w danej dziedzinie jest jedną sprawą, a przekroczenie swoich
granic gdy chodzi o przenoszenie nauczonych teorii na praktykę jest drugą.
Powiedzmy, że w pewnym sensie byłam na poziomie początkującym.
Ucząc się języka obcego w jego naturalnym
środowisku uczeń codziennie znajduje się na granicach swoich umiejętności i
codziennie musi robić krok dalej aby przeżyć. Takie miałam życie w
Lublinie. Na tym etapie największą frustrację powodowało to, że miałam
olbrzymie zapotrzebowanie wyrażania siebie ale brakowało mi „środków”. Brak
umiejętności wyrażania siebie w języku docelowym jest morderczy. To jest istna
katorga. Na tym etapie często mi się śniło, że stracę głos w przypadku jakiegoś
zagrożenia. Pamiętam, że chciałam krzyczeć i prosić o pomoc, ale nikt mnie nie
słyszał. Moje stłumione frustracje pięknie wychodziły na jaw w nocnych
koszmarach. Nikomu nie życzę takiego snu i obudzenia się następnego rana.
Problem polega na tym, że na tym etapie uczeń
zwraca więcej uwagi na dobór struktur gramatycznych, poprawną wymowę itd. Mówi
w miarę poprawnie, ale robi to kosztem treści. Ja na tym etapie cieszyłam się,
gdy potrafiłam opowiadać co kupiłam w sklepie i poprawnie odmieniłam każdy
rzeczownik. Czyli etap formy kosztem treści.
Moją ogólną motywacją było to,
że często przebywając w gronie Polaków porównywałam swój poziom polskiego do
ich, czyli do poziomu native speakera. Słusznie, bo nikt nie mówi lepiej od
native speakera, więc to powinno być miarodajne. No ale to jest bardzo wysoko
postawiona poprzeczka. Dopiero później zdałam sobie sprawę z tego, że moje
stałe niezadowolenie ze swojej znajomości polskiego wynikało z tego, że chciałam
mówić tak jak „Oni”. Polacy.
Prędzej czy później światło
zaświeci na końcu każdego tunelu. Powoli, krok po kroku doświadczasz sukces, nawet codziennie. To poczucie sukcesu, choć na początku bardzo
skromne, daje nadzieję i dzięki temu poczuciu zaczynasz wierzyć w to, że
potrafisz się rozwijać i że ten rozwój zależy przede wszystkim od Ciebie.
Działa to bardzo w prosty sposób. Im więcej energii wkładasz w naukę, tym
bardziej jesteś zaangażowany. Coraz bardziej zależy Ci na to żeby wytrzymać i
utrzymać tą prędkość, intensywność rozwoju, bo gdybyś się poddał(a), był(a)byś
niesamowicie rozczarowany/a. Nie chcesz się rozczarowywać więc idziesz dalej
dalej dalej do przodu aż nagle znajdziesz się na kolejnym etapie.
U mnie do tego przejścia
prowadziła aktywna nauka, a w mianowicie skorzystania ze słownika, pisanie
słownictwa, zbieranie słów, słuchanie wiadomości, czytanie artykułów,
nagrywanie głosowe, no i rozmowy ze znajomymi. Obserwacja była główną bierną
metodą nauki. Obserwowałam, podsłuchiwałam rozmowy obcych ludzi w pociągu, na
przystanku autobusowym i także rozmowy moich znajomych. Naturalnie, ta ostatnia
metoda zazwyczaj skończyła się tak, że siedziałam cichutko w towarzystwie przy
piwie, w związku z czym ludzie pomyśleli, że jestem taka cicha woda. Było mi
niezręcznie.
W sumie, nauka języka obcego
jest pracochłonnym przedsięwzięciem wartym wysiłku. Później jest taki etap, na
którym uczeń staje się wrażliwy na odrobine różnice znaczenia słów. To jest
etap eksperymentów. Wzbudza się twórczość językowa, gry językowe są już
śmieszne a nie krępujące jak wcześniej. Krępacja w ogóle znika. I wtedy, akurat
wtedy, treść wreszcie pojawia się w mowie ucznia. Walkę między treścią a formą
w końcu wygra treść.
Co do formy kosztem treści, ostatnio podobnie zauważyłam u siebie z angielskim. Z tym że jeszcze do dziś bardzo ciężko mi przekroczyć tą barierę, bo nawet do niedawna nie zdawałam sobie z jej istnienia. Dałaś mi do myślenia, ja od dłuższego czasu mieszkam za granicą i posługuję się jedynie angielskim, więc musi mnie to bardzo ograniczać.. niestety nie czułam tego tak wyraźnie jak ty..
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dałam Ci do myślenia. Myślę, że będziesz miała podobne do moich doświadczenia podczas nauki. Będę pisała o frustracji, która może zachęcić lub zniechęcać ucznia do nauki, myślę, że ona jest ściśle związana z zagadnieniem ograniczenia. Ja też dopiero później zdałam sobie sprawę z różnych problemów i mogę je teraz opisać dzięki temu że wcześniej studiowałam językoznawstwo stosowane. Na podstawie studiów i własnych doświadczeń mam jedną poradę: pamiętaj, że cierpliwość wobec siebie jest kluczem do wytrzymałości w nauce języka obcego. O tym też będę pisała. :)
OdpowiedzUsuń