niedziela, 3 listopada 2013

Etapy – frustracja, sukces i motywacja

Proces uczenia się języka obcego ma różne etapy. Bardzo długa droga prowadzi do tego poziomu, na którym uczeń potrafi swobodnie posługiwać się danym językiem. Ta droga jest pełna frustracji ale także sukcesu – przecież z czegoś musi się czerpać motywację do dalszego działania.

Zakończywszy polonistykę w Budapeszcie w 2010r wyprowadziłam się do Lublina – miasta moich studenckich marzeń. Okazało się, że zdobycie dyplomu w danej dziedzinie jest jedną sprawą, a przekroczenie swoich granic gdy chodzi o przenoszenie nauczonych teorii na praktykę jest drugą. Powiedzmy, że w pewnym sensie byłam na poziomie początkującym.

Ucząc się języka obcego w jego naturalnym środowisku uczeń codziennie znajduje się na granicach swoich umiejętności i codziennie musi robić krok dalej aby przeżyć. Takie miałam życie w Lublinie. Na tym etapie największą frustrację powodowało to, że miałam olbrzymie zapotrzebowanie wyrażania siebie ale brakowało mi „środków”. Brak umiejętności wyrażania siebie w języku docelowym jest morderczy. To jest istna katorga. Na tym etapie często mi się śniło, że stracę głos w przypadku jakiegoś zagrożenia. Pamiętam, że chciałam krzyczeć i prosić o pomoc, ale nikt mnie nie słyszał. Moje stłumione frustracje pięknie wychodziły na jaw w nocnych koszmarach. Nikomu nie życzę takiego snu i obudzenia się następnego rana.

Problem polega na tym, że na tym etapie uczeń zwraca więcej uwagi na dobór struktur gramatycznych, poprawną wymowę itd. Mówi w miarę poprawnie, ale robi to kosztem treści. Ja na tym etapie cieszyłam się, gdy potrafiłam opowiadać co kupiłam w sklepie i poprawnie odmieniłam każdy rzeczownik. Czyli etap formy kosztem treści.

Moją ogólną motywacją było to, że często przebywając w gronie Polaków porównywałam swój poziom polskiego do ich, czyli do poziomu native speakera. Słusznie, bo nikt nie mówi lepiej od native speakera, więc to powinno być miarodajne. No ale to jest bardzo wysoko postawiona poprzeczka. Dopiero później zdałam sobie sprawę z tego, że moje stałe niezadowolenie ze swojej znajomości polskiego wynikało z tego, że chciałam mówić tak jak „Oni”. Polacy.

Prędzej czy później światło zaświeci na końcu każdego tunelu. Powoli, krok po kroku doświadczasz sukces, nawet codziennie. To poczucie sukcesu, choć na początku bardzo skromne, daje nadzieję i dzięki temu poczuciu zaczynasz wierzyć w to, że potrafisz się rozwijać i że ten rozwój zależy przede wszystkim od Ciebie. Działa to bardzo w prosty sposób. Im więcej energii wkładasz w naukę, tym bardziej jesteś zaangażowany. Coraz bardziej zależy Ci na to żeby wytrzymać i utrzymać tą prędkość, intensywność rozwoju, bo gdybyś się poddał(a), był(a)byś niesamowicie rozczarowany/a. Nie chcesz się rozczarowywać więc idziesz dalej dalej dalej do przodu aż nagle znajdziesz się na kolejnym etapie. 

U mnie do tego przejścia prowadziła aktywna nauka, a w mianowicie skorzystania ze słownika, pisanie słownictwa, zbieranie słów, słuchanie wiadomości, czytanie artykułów, nagrywanie głosowe, no i rozmowy ze znajomymi. Obserwacja była główną bierną metodą nauki. Obserwowałam, podsłuchiwałam rozmowy obcych ludzi w pociągu, na przystanku autobusowym i także rozmowy moich znajomych. Naturalnie, ta ostatnia metoda zazwyczaj skończyła się tak, że siedziałam cichutko w towarzystwie przy piwie, w związku z czym ludzie pomyśleli, że jestem taka cicha woda. Było mi niezręcznie.

W sumie, nauka języka obcego jest pracochłonnym przedsięwzięciem wartym wysiłku. Później jest taki etap, na którym uczeń staje się wrażliwy na odrobine różnice znaczenia słów. To jest etap eksperymentów. Wzbudza się twórczość językowa, gry językowe są już śmieszne a nie krępujące jak wcześniej. Krępacja w ogóle znika. I wtedy, akurat wtedy, treść wreszcie pojawia się w mowie ucznia. Walkę między treścią a formą w końcu wygra treść.

I co jest teraz? Kaleczę? Kaleczę. Popełniam błędy? Jasne, że tak! „Ja być obcokrajowiec, nie znać polski. (Ale uwielbiać)” Serio, nigdy nie będę tak mówiła jak native speaker, rzecz jasna, ale starać się zawsze mogę i muszę. Ważniejsze jest to, żebyście rozumieli „o co mi chodzi”. Moja potrzeba wyrażania siebie jest tak silna, że gdybym musiała się powstrzymać, to chyba moja głowa miałaby pęknąć od niewypowiedzianych słów. Chciałabym przekazać rzeczy, o których musicie zostać poinformowani. Właśnie dlatego zaczęłam prowadzić blog.

2 komentarze:

  1. Co do formy kosztem treści, ostatnio podobnie zauważyłam u siebie z angielskim. Z tym że jeszcze do dziś bardzo ciężko mi przekroczyć tą barierę, bo nawet do niedawna nie zdawałam sobie z jej istnienia. Dałaś mi do myślenia, ja od dłuższego czasu mieszkam za granicą i posługuję się jedynie angielskim, więc musi mnie to bardzo ograniczać.. niestety nie czułam tego tak wyraźnie jak ty..

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że dałam Ci do myślenia. Myślę, że będziesz miała podobne do moich doświadczenia podczas nauki. Będę pisała o frustracji, która może zachęcić lub zniechęcać ucznia do nauki, myślę, że ona jest ściśle związana z zagadnieniem ograniczenia. Ja też dopiero później zdałam sobie sprawę z różnych problemów i mogę je teraz opisać dzięki temu że wcześniej studiowałam językoznawstwo stosowane. Na podstawie studiów i własnych doświadczeń mam jedną poradę: pamiętaj, że cierpliwość wobec siebie jest kluczem do wytrzymałości w nauce języka obcego. O tym też będę pisała. :)

    OdpowiedzUsuń